/Day of Remembrance of the Victims of the Rwanda Genocide/
Mija dokładnie 20 lat od ludobójstwa w Rwandzie. Miałam 13 lat, ale wtedy nikt o tym nie słyszał... Dowiedziałam się dopiero na studiach, przy okazji rozmowy z mamą. Wspomniała coś na swoim kuzynie, który jest misjonarzem i całe lata spędził w Rwandzie. Zaciekawiłam się jego osoba, postanowiłam czegoś poszukać i wtedy natrafiłam na przerażające informacje i zdjęcia z 1994 roku. Byłam zdruzgotana, bo przecież "świat" obiecał, że po Holokauście już nigdy więcej nie dopuści do eksterminacji żadnego narodu. A tu proszę, w cywilizowanym świecie, w wieku postępu i zasad moralnych, na oczach ludzi giną niewinni. I świat się przyglądał, znów nie wierząc w to, co donosili naoczni świadkowie, świat się odwrócił, świat nic nie zrobił.... Rwanda pozostaje w moim sercu podobnie, jak wiele innych spraw... Nic wtedy nie zrobiłam...
Może wiecie, co się wtedy stało, a może nadal macie zamknięte oczy i uszy, może jesteście zbyt mali, by wiedzieć... Jest wiele książek i filmów poświęconych tym wydarzeniom...
Rwanda. 6 kwietnia 1994 roku w zamachu ginie prezydent Rwandy, co staje się znakiem i sygnałem dla ludzi z plemienia Hutu do zaatakowania Tutsi. W ciągu 100 dni ginie od ścięcia maczetami ok. miliona osób. Samego tylko 10 kwietnia w kościele w Nyamacie (ok 35 km od stolicy Kigali) Hutu zabijają 10 000 ludzi. Oprawcami byli sąsiedzi, dawni koledzy z pracy, koleżanki, a nawet rodzina, gdy małżeństwa były mieszane. Dlaczego? Nikt do dziś nie potrafi podać jednoznacznego wytłumaczenia, a teorie się często wzajemnie wykluczają. Sto dni... milion osób...
To
tylko jedna z kilku jego książek poświęconych ludobójstwu w Rwandzie. Autor
wraca do Kigali w 1997 roku, aby porozmawiać z tymi, którzy przeżyli.
Tyle się bowiem mówiło o zabitych, w mediach podawano przerażające
cyfry, a o ocalonych prawie nikt nie pamiętał. Książka jest zatem rozmową, próbą zmierzenia
się z piekłem, jakie Hutu zgotowali Tutsi, ludzie - ludziom. Ocaleni,
których historię autor opisał, pochodzą z okolic Kigali, z miejscowości
Nyamata, gdzie był wspomniany przeze mnie już wcześniej kościół. To
trzynaście przerażających wyznań tych, którzy potrafili i chcieli mówić, ponieważ
większość ocalałych nie już ufa obcym i nie wspomina przy nich tamtych dni i nocy. Rozmawiają tylko
wieczorami ze sobą, bo wtedy łatwiej im zasnąć, choć i tak budzą ich
zmarli z bagien.
przeczytasz więcej tutaj
Anna M.
przeczytasz więcej tutaj
Anna M.
Ja miałam jakiś czas temu okazję przeczytać powieść "Krzykacz z Rwandy" - wtedy właśnie się dowiedziałam o tych wydarzeniach. Przerażające.
OdpowiedzUsuńKto nie przeczytal w tej sprawie Tochmana, nie ma pojecia o polskim obliczu w Rwandzie
OdpowiedzUsuńTrochman to faktycznie specjalista, ujawnia wiele polskich śladów i bolesnych kart historii. Polecam
Usuń