środa, 24 kwietnia 2013

Taniec czarownic - Jessica Gregson


Jessica Gregson wpadła na pomysł napisania powieści snującej się wokół wydarzeń w węgierskiej wsi Nagyrév podczas lektury encyklopedii seryjnych zabójców. Tam w latach 1914-1929 grupa kobiet zamordowała około 45-300 ludzi, głównie mężczyzn. Co do dokładnej liczby nie ma zgody. Wydaje się, że to niemożliwe, aby nikt nie zauważył nagłych zgonów takiej liczby osób przez tyle lat, ale można to wytłumaczyć tym, że była to mała, zagubiona w węgierskiej puszcie, wioska, niemal odcięta od zewnętrznego świata. Za całą sprawą stały dwie kobiety: Julia Fazekas oraz Susi Olah, które świadczyły swoje usługi jako akuszerki, ale także podobno jako czarownice. W finale tej sprawy osiem kobiet z tejże wioski zostaje powieszonych. Autorka zmienia w „Tańcu czarownic” nazwę wsi oraz imiona głównych bohaterek, a fakty miesza z fikcją literacką. Napomknę tylko, że znowu znowu dziwnie przetłumaczono tytuł, bo w oryginale brzmi on „The Angel Makers”. Zdaję sobie sprawę, że „Fabrykantki aniołów” nie brzmią zbyt dobrze i może nie oddają dobrze gry słów, ale „Taniec czarownic”?

Jessica Gregson zaczyna swoją opowieść w 1914 roku, a więc u progu pierwszej wojny światowej i zabiera nas do wioski, gdzie mieszka czternastoletnia Sari Arana, która właśnie straciła swojego ojca. Jej ojciec był kimś w rodzaju znachora i mędrca, cieszył się 
Zbrodniarki z Nagyrev przed sądem - źródło 
 wielkim poważaniem. Niestety ów szacunek nie przeszedł na córkę. Jej matka zmarła przy jej porodzie, a ona sama miała odziedziczyć zdolności po ojcu, oprószone dodatkowo magicznymi zdolnościami, co kobiecie nie przynosiło zaszczytu, wręcz przeciwnie. Sari była dziewczyną „nowoczesną” na owe czasy, nie tylko umiała czytać i pisać po węgiersku, ale dodatkowo posługiwała się dobrze niemieckim. Jej ulubioną książką była „Jane Eyre”. Sari pragnęła czegoś więcej od życia i świata, nie chciała się zamknąć w ciasnych ramach wioskowej wspólnoty, nie marzyła, aby być uwiązaną w małżeństwie. Niestety, zgodnie z ówczesnymi zwyczajami nie było pożądane to, aby po śmierci ojca mieszkała sama. Miała więc dwa wyjścia, mogła wyjść za mąż za swojego możnego kuzyna Ferenca lub zamieszkać z przyszywaną ciotką Judit, która była akuszerką i zielarką, czasami pomagającą sobie także zaklęciami. Nie czuła się gotowa do zamążpójścia, częściowo także związana była obietnicą daną ojcu, że nie wyjdzie za mąż przed ukończeniem osiemnastego roku życia. Ferenc wyruszył więc na wojnę, a ona, nieoficjalnie zaręczona, przeniosła się do ciotki Judit, gdzie mogła wzbogacić swoją wiedzę zielarki, która częściowo została jej przekazana już przez ojca, a także dodatkowo uczyć się przyjmować porody. Pomiędzy bezdzietną Judit i młodą Sari nawiązała się niezwykła relacja, przypominająca stosunki pomiędzy matką i córką, stopniowo budowana na bazie zaufania i wyjątkowej zażyłości. To właśnie te relacje były dla mnie szczególnie interesujące, jak i stosunki pomiędzy Sari i pozostałymi mieszkankami wioski.


Czytaj dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz