niedziela, 16 grudnia 2012

,,I więcej nic nie pamiętam" Adina Blady-Szwajger

,,Jako lekarka i jako człowiek przeżyła zagładę getta warszawskiego, przeżyła zagładę jego dzieci. Żyła wspólnym życiem ze swoimi małymi pacjentami i była świadkiem ich śmierci. Inaczej niż wielu innych towarzyszyła umieraniu każdego dziecka osobno i umierała po wielokroć, z każdym z nich. Także wtedy, gdy poddała się wewnętrznemu nakazowi wybrania dla swoich podopiecznych »lepszej« śmierci - we śnie, zamiast okrutnej - w komorze gazowej. Wtedy także lękała się o każde dziecko, o to, że któreś z nich obudzi się, zanim nadejdzie śmierć łagodna i będzie skazane na tę okrutną. Książkę trzeba przeczytać. Jest to relacja uczestnika i świadka tragicznych i nieludzkich wydarzeń, napisana z najbardziej ludzkim stosunkiem do śmierci."

Dr Adina Irena Blady-Szwajger to polska lekarka żydowskiego pochodzenia. Rodowita warszawianka. Studiowała medycynę na UW, jednak z powodu wybuchu II wojny światowej musiała przerwać naukę. Z początkiem 1943 roku przeszła na stronę aryjską. Została łączniczką ŻOB (Żydowskiej Organizacji Bojowej). Przetrwała wojnę jako Nina Irena Swydowskaja, z domu Meremińska (pod takim nazwiskiem m.in. udzielała pomocy rannym w powstaniu warszawskim). Po wojnie kontynuowała pracę pediatry. W rok po jej śmierci ukazała się książka zatytułowana "I więcej nic nie pamiętam", będąca zapisem tego, co zobaczyła lekarka podczas II wojny światowej.

Główna bohaterka przed wojną kształciła się na doktora. Wyszła za mąż potajemnie przed rodzicami. W czasie wojny pracowała w dziecięcym szpitalu w getcie, dzieci umierały spuchnięte z głodu, była to śmierć głodowa. W tamtych czasach przemycano osoby poza getto, tylko jeśli miały wygląd aryjski. Bohaterce w ten sam sposób udało się wyjść. Gdy chodzili po Warszawie nie sposób było ich rozpoznać. Kobiety miały lepiej z przemytem poza getto, mężczyźni gorzej. Między nimi znajdował się szpieg, który pracował dla Niemców...

Książka ta przekazuje ułamkową prawdę o tych wszystkich w getcie, którzy nigdy nie mieli wątpliwości, jak powinien żyć i umierać człowiek, ratując nie tylko życie, ale i swoją godność.

Jedynie dwaj, którzy ocaleli z komendy Żydowskiej Organizacji Bojowej podjęli walkę ratowania ludzi. Było to utrudnione zadanie, byli zagrożeni ze wzglęu na stawiany opór i swoje pochodzenie. Własna twarz była wyrokiem śmierci. Był jeszcze własny strach, który przeszywał lodowatym dreszczem. Nieśli na barkach odpowiedzialność za tych bezradnych zwykłych ludzi zamkniętych bez możliwości poruszania się i oczekujących pomocy, nie tylko pieniężnej...

CZYTAJ WIĘCEJ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz